wtorek, 1 lipca 2014

One Shot - Love is a dangerous game to play

One Shot a może raczej imadżin  dedykowany wspaniałej @EchelonDarielek z twittera :D przepraszam z góry za błędy ale był pisany na szybko. xx 


***



Kilka lat temu przeprowadziłaś się do Kalifornii. Tego dnia twoja praca wymagała odwiedzenia Los Angeles, miasta aniołów które od początku cię odpychało. Pieniądze, dążenie do perfekcji, do kariery. Wolałaś spokojniejsze San Francisco. Wysiadłaś elegancko ubrana ze służbowego wozu. W ręku dzierżyłaś teczkę z umowami i innymi ważnymi papierami. Do przejścia zostało ci jakieś pół kilometra, z racji tego że bliżej nie dało się zaparkowac. Szłaś pewna siebie myśląc jedynie o tym, że po powrocie do domu będzie czekał na ciebie twój mąż. Mieliście już plany na tą noc. On zawsze cię zaskakiwał więc oczekiwałaś coraz więcej. Jeszcze nigdy cie nie zawiódł. W twojej głowie kłębiły się również inne myśli. Urywki wspomnień. Los Angeles - niegdyś kojarzyłaś je ze swoim ulubionym zespołem. Co się z nim stało? Wokalista, no tak, ten nieszczęsny wokalista. Presja go przerosła więc porzucił zespół. Echelon był załamany ale jak wiadomo, wszystko musi się kiedyś kończyc. Jared miał wtedy 49 lat i chociaż w dalszym ciągu nie wyglądał na swój wiek, czuł się okropnie. Gdy byłaś już prawie u celu nagle usłyszałaś dziecięcy śmiech. Znajdowałaś się w dzielnicy domków, więc to jasne że mieszkają tu dzieciaki - pomyślałaś. Nagle coś uderzyło cię w rękę sprawiając że teczka wypadła na chodnik. Piłka. Spojrzałaś na małego chłopca który w jednej chwili znalazł się przy tobie by pomóc pozbierac ci ważne dokumenty. -Dziękuję - powiedziałaś.
 Chłopiec uśmiechnął się, zabrał piłkę i wrócił przed swój dom by kontynuowac zabawę. Spojrzałaś w tamtym kierunku. Na trawniku oprócz dziecka stał też jakiś mężczyzna. To jak bawił się z, prawdopodobnie, swoim synkiem sprawiło że się rozczuliłaś. Powinnaś iśc na spotkanie, ale coś cię tu zatrzymywało. Mężczyzna nie pozostał obojętny na kobietę która przyglądała się z dziwnym wyrazem twarzy jemu i jego dziecku. -Mogę w czymś pomóc? - zawołał nagle. Ten głos... rozpoznawałaś go ale nie chciałaś w to wierzyc. Zza promieni słonecznych skutecznie zasłaniających ci postac zbliżającego się mężczyzny ujrzałaś TE dłonie. Coraz więcej podobieństw ale.. to nie może byc... Nagle stanął tuż przed tobą. To był on, 6 lat starszy niż wtedy, gdy po raz ostatni go widziałaś. Jego zdjęcie, wywiad z nim, koncert... -Shannon? - zapytałaś. -Znamy się? - odpowiedział mężczyzna uśmiechając się. To był on, wiedziałaś to na 100%. Nagle bez uprzedzenia rzuciłaś się na niego. Przytuliłaś tak mocno że cofnął się o krok ale nie puścił. Rozpoznał w tobie wiernego fana, wiadomo, nadal ich miał. Czasem spotykał echelonki które go rozpoznawały. Teczka znów wylądowała na ziemi a posłuszne dziecko od razu przybiegło by ją podnieśc. -Tatusiu? - zapytało stojąc kilka kroków od was, przytulających się, jakbyście byli przyjaciółmi którzy nie widzieli się od wieków. Shannon cię puścił. -Dziękuję - powiedziałaś. Byłaś mu wdzięczna za wszystko do czego przyczynił się lata temu. On, jego brat i przyjaciel. Trójka która pozwoliła ci uwierzyc, której muzyka docierała do każdego skrawka twojej duszy. Przypomniałaś sobie o tym, jak marzyłaś by kiedyś naprawdę mu to powiedziec i gdy się poddałaś. -Shannon! -krzyknęła nagle jakaś kobieta stojąca u progu domu. Spojrzeliście równocześnie w tamtym kierunku. Spodziewałaś się zobaczyc jego żonę, ale w drzwiach stała Constance. -Już idę! Możesz wziąc małego? - krzyknął do niej a potem spojrzał na ciebie. -Za co dziękujesz? - zapytał. -Za to że moja młodośc była taka wspaniała. - Uśmiechnęłaś się.

 Shannon zaproponował wspólne zdjęcie, wiadomo, fani zawsze tego chcieli, ale ty odmówiłaś. Nie miałaś telefonu, po za tym, już nawet tak bardzo nie zależało ci na dowodzie. Podziękowałaś osobie która była centrum twojego młodzieńczego wszechświata. Pożegnaliście się jak starzy przyjaciele. Zapomniałaś się przedstawic ale to nic. On wiedział kim jesteś. Kilka dni później siedząc przy biurku w sypialni zaczęłaś przeglądac najnowsze informacje o Shannonie Leto. Dowiedziałaś się, że jego żona zginęła w wypadku a on został zupełnie sam z dzieckiem. -Kochanie.. - twój mąż pojawił się w drzwiach. Był przystojny jak zawsze a podkreślał to brak ubrań. -Możesz zrobic mi herbaty? -spytałaś z obojętnością na co on przytaknął i wyszedł. Było ci żal dawnego idola ale z drugiej strony podziwiałaś go za to, że się nie załamał. Nadal był z dzieckiem, widac że matka mu pomagała. Kto wie, może brat też czasem go odwiedzał... Pijąc ciepły napój przyniesiony przez męża zastanawiałaś się, co by to było, gdybyś to ty była na miejscu żony Shannona. Najszczęśliwszej kobiety na ziemi która straciła wszystko w jednym momencie. W tej chwili cieszyłaś się, że jesteś tu, gdzie jesteś i po cichu zaczęłaś planowac dziecko. Synka.