One Shot a może raczej imadżin dedykowany wspaniałej @EchelonDarielek z twittera :D przepraszam z góry za błędy ale był pisany na szybko. xx
***
Kilka lat temu przeprowadziłaś się do Kalifornii.
Tego dnia twoja praca wymagała odwiedzenia Los Angeles, miasta aniołów
które od początku cię odpychało. Pieniądze, dążenie do perfekcji, do
kariery. Wolałaś spokojniejsze San Francisco. Wysiadłaś elegancko ubrana
ze służbowego wozu. W ręku dzierżyłaś teczkę z umowami i innymi ważnymi
papierami. Do przejścia zostało ci jakieś pół kilometra, z racji tego
że bliżej nie dało się zaparkowac. Szłaś pewna siebie myśląc jedynie o
tym, że po powrocie do domu będzie czekał na ciebie twój mąż. Mieliście
już plany na tą noc. On zawsze cię zaskakiwał więc oczekiwałaś coraz
więcej. Jeszcze nigdy cie nie zawiódł. W twojej głowie kłębiły się
również inne myśli. Urywki wspomnień. Los Angeles - niegdyś kojarzyłaś
je ze swoim ulubionym zespołem. Co się z nim stało? Wokalista, no tak,
ten nieszczęsny wokalista. Presja go przerosła więc porzucił zespół.
Echelon był załamany ale jak wiadomo, wszystko musi się kiedyś kończyc.
Jared miał wtedy 49 lat i chociaż w dalszym ciągu nie wyglądał na swój
wiek, czuł się okropnie. Gdy byłaś już prawie u celu nagle usłyszałaś
dziecięcy śmiech. Znajdowałaś się w dzielnicy domków, więc to jasne że
mieszkają tu dzieciaki - pomyślałaś. Nagle coś uderzyło cię w rękę
sprawiając że teczka wypadła na chodnik. Piłka. Spojrzałaś na małego
chłopca który w jednej chwili znalazł się przy tobie by pomóc pozbierac
ci ważne dokumenty. -Dziękuję - powiedziałaś.
Chłopiec uśmiechnął się,
zabrał piłkę i wrócił przed swój dom by kontynuowac zabawę. Spojrzałaś w
tamtym kierunku. Na trawniku oprócz dziecka stał też jakiś mężczyzna.
To jak bawił się z, prawdopodobnie, swoim synkiem sprawiło że się
rozczuliłaś. Powinnaś iśc na spotkanie, ale coś cię tu zatrzymywało.
Mężczyzna nie pozostał obojętny na kobietę która przyglądała się z
dziwnym wyrazem twarzy jemu i jego dziecku. -Mogę w czymś pomóc? -
zawołał nagle. Ten głos... rozpoznawałaś go ale nie chciałaś w to
wierzyc. Zza promieni słonecznych skutecznie zasłaniających ci postac
zbliżającego się mężczyzny ujrzałaś TE dłonie. Coraz więcej podobieństw
ale.. to nie może byc... Nagle stanął tuż przed tobą. To był on, 6 lat
starszy niż wtedy, gdy po raz ostatni go widziałaś. Jego zdjęcie, wywiad
z nim, koncert... -Shannon? - zapytałaś. -Znamy się? - odpowiedział
mężczyzna uśmiechając się. To był on, wiedziałaś to na 100%. Nagle bez
uprzedzenia rzuciłaś się na niego. Przytuliłaś tak mocno że cofnął się o
krok ale nie puścił. Rozpoznał w tobie wiernego fana, wiadomo, nadal
ich miał. Czasem spotykał echelonki które go rozpoznawały. Teczka znów
wylądowała na ziemi a posłuszne dziecko od razu przybiegło by ją
podnieśc. -Tatusiu? - zapytało stojąc kilka kroków od was,
przytulających się, jakbyście byli przyjaciółmi którzy nie widzieli się
od wieków. Shannon cię puścił. -Dziękuję - powiedziałaś. Byłaś mu
wdzięczna za wszystko do czego przyczynił się lata temu. On, jego brat i
przyjaciel. Trójka która pozwoliła ci uwierzyc, której muzyka docierała
do każdego skrawka twojej duszy. Przypomniałaś sobie o tym, jak
marzyłaś by kiedyś naprawdę mu to powiedziec i gdy się poddałaś.
-Shannon! -krzyknęła nagle jakaś kobieta stojąca u progu domu.
Spojrzeliście równocześnie w tamtym kierunku. Spodziewałaś się zobaczyc
jego żonę, ale w drzwiach stała Constance. -Już idę! Możesz wziąc
małego? - krzyknął do niej a potem spojrzał na ciebie. -Za co dziękujesz? -
zapytał. -Za to że moja młodośc była taka wspaniała. - Uśmiechnęłaś
się.
Shannon zaproponował wspólne zdjęcie, wiadomo, fani zawsze tego
chcieli, ale ty odmówiłaś. Nie miałaś telefonu, po za tym, już nawet tak
bardzo nie zależało ci na dowodzie. Podziękowałaś osobie która była
centrum twojego młodzieńczego wszechświata. Pożegnaliście się jak starzy
przyjaciele. Zapomniałaś się przedstawic ale to nic. On wiedział kim
jesteś. Kilka dni później siedząc przy biurku w sypialni zaczęłaś
przeglądac najnowsze informacje o Shannonie Leto. Dowiedziałaś się, że
jego żona zginęła w wypadku a on został zupełnie sam z dzieckiem.
-Kochanie.. - twój mąż pojawił się w drzwiach. Był przystojny jak zawsze
a podkreślał to brak ubrań. -Możesz zrobic mi herbaty? -spytałaś z
obojętnością na co on przytaknął i wyszedł. Było ci żal dawnego idola
ale z drugiej strony podziwiałaś go za to, że się nie załamał. Nadal był
z dzieckiem, widac że matka mu pomagała. Kto wie, może brat też czasem
go odwiedzał... Pijąc ciepły napój przyniesiony przez męża zastanawiałaś
się, co by to było, gdybyś to ty była na miejscu żony Shannona.
Najszczęśliwszej kobiety na ziemi która straciła wszystko w jednym
momencie. W tej chwili cieszyłaś się, że jesteś tu, gdzie jesteś i po
cichu zaczęłaś planowac dziecko. Synka.