niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 2




Wszystkie moje wcześniejsze obawy zniknęły. Nie zadręczałam się tym co zrobiłam dzień wcześniej, nie miałam tego paskudnego wrażenia jakoby ktoś mnie śledził. Teraz, siedząc przy fontannie i śmiejąc się z kawałów mojego nowego znajomego czułam, że mam kontrolę nad wszystkim. Odzyskałam spokój, humor i poczucie bezpieczeństwa za sprawą jednego człowieka. To naprawdę niesamowite, że zwykły, choć tak słoneczny dzień przerodził się w coś czego długo nie zapomnę. Choć protestowałam, kupił mi i sobie lód w wafelku. Jako pierwszy skończył jeść brudząc się nieznacznie. Zagarnął ręką wodę z fontanny i przemył dłonie. Położyliśmy nasze kurtki  na murku. Dzieci biegały w koło i świetnie się bawiły uciekając przed kroplami wody i biegnąc w ich stronę na nowo. Wiatr wiał w przeciwnym kierunku więc chwilowo byliśmy uchronieni przed bryzą. Czas leciał szybko i nim się zorientowałam, minęła piętnasta. Rozbawieni do łez, zabraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy przed siebie, bez żadnego celu. Wiedziałam, że nasze spotkanie dobiega końca i w tym krótkim spacerem  Shannon chce się pożegnać. W trakcie naszej rozmowy dowiedziałam się, że wraz z bratem i przyjacielem ma zespół. Opowiadał mi śmieszne historie z trasy a ja dodawałam różne, według niego, zabawne i urocze komentarze. Nie podejrzewałam, że ten wesoły, rozmowny człowiek mógłby mieć jakieś niecne zamiary. Nie zdziwiło mnie, że bez obaw o to, że sprzedam te historie mediom mówił coraz więcej i więcej. Nie przeszkadzało mi to, jak zbliżał się do mnie, ukradkiem zdobywał nowe informacje o moim życiu i prowokował do jakiś ruchów.  Wszystko było w jak najlepszym porządku. Promienie słońca nieznacznie przysłaniały jego twarz, ale widziałam jak się uśmiecha. Opowiadał mi teraz, nie mam pojęcia czemu, o swoim związku z dziewczyną która pochodziła dokładnie stąd. Spoważniałam, gdy wspomniał jak paskudnie go potraktowała. 

-Nie jest ci ciężko odwiedzać te miejsca na nowo? –zapytałam gdy staliśmy pod jakimś niewielkim, ale luksusowym hotelem.
-Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżam myślę o niej albo mówię, właściwie paplam bez końca i potem znowu wracam do rutynowych zajęć zapominając o wszystkim. – wzruszył ramionami i oparł się o ceglaną ścianę budynku.
-O mnie też zapomnisz? – spuściłam wzrok na jego buty i westchnęłam cicho.
-Przepraszam, że ci o tym wszystkim mówię. Nie wiem po co, zapomnij . –powiedział chłodno ignorując moje pytanie. Spojrzałam z powrotem na jego twarz, teraz poważną jak jeszcze nigdy, od kiedy się spotkaliśmy.
-Nie szkodzi, gdybym tylko mogła… chciałabym ci jakoś pomóc
-Poznaliśmy się kilka godzin temu a ty właściwie wiesz już o mnie wszystko. Mogłem się wygadać, taka pomoc mi wystarczy.
-Ty też dowiedziałeś się o mnie sporo – uśmiechnęłam się, by rozluźnić atmosferę.
-To była dla mnie przyjemność, poznać naprawdę piękną, inteligentną i zabawną kobietę która nieświadomie pomogła mi rozwiązać emocjonalny problem.
-Ty za to poprawiłeś mi humor. Dziękuję. – przygryzłam wargę myśląc o tym, co jeszcze bardziej poprawiłoby mi dzisiaj humor. Shannon stał się chwilowo nieobecny, rozglądał się po ulicy i chwilę później spojrzał znowu na mnie. Miałam nadzieję, że zauważy ten gest i gdy byłam już całkiem pewna, że to się nie stało… wyciągnął rękę, odgarnął mi włosy z twarzy i patrząc prosto w moje oczy zbliżył się o krok. Stałam nieruchomo zaskoczona jego zachowaniem i czekałam na ciąg dalszy. Z lekko otwartymi ustami wpatrywałam się w niewiele wyższego mężczyznę, stojącego jedynie pół metra ode mnie. Gładząc wierzchem dłoni moją twarz, patrzył mi z uśmiechem w oczy i milczał. Przeszedł mnie dreszcz, gdy dotknął szyi i przybliżył się bardziej. W dalszym ciągu wpatrywał się prosto w moje oczy, co zaczynało mnie niepokoić. Obawy wróciły a poczucie bezpieczeństwa prysnęło, gdy tylko to zobaczyłam. Jego oczy którym teraz mogłam się dokładnie przyjrzeć, przybrały złotawego koloru a źrenice rozszerzyły się. Dostrzegłam ten błysk, choć nie identyczny z tym, który widziałam u moich niedoszłych klientów. W jego spojrzeniu dostrzegłam jeszcze coś, czego nie mogłam opisać i gdy miałam już wyrwać się i uciec on pocałował mnie agresywnie przypierając do muru. Odwzajemniłam pocałunek nadal pełna obaw jednak już spokojniejsza. Wiedziałam, że teraz nie pozwoli mi odejść i że jeśli spróbuję, on mnie jakoś powstrzyma. Zachowując pozory objęłam go ręką w pasie i zbliżyłam do siebie. Nierozsądnie z mojej strony jednak chciałam, by wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Shannon zamruczał cicho, oddalił się nieznacznie i uśmiechnął. Nie jestem pewna czy dostrzegł zmieszanie w mojej twarzy bo powtórzył pocałunek wpychając język do moich ust i przedłużał  w nieskończoność nie widząc oporu z mojej strony. 

Zamroczyło mnie, autentycznie mnie zamroczyło i następne co pamiętam, to łóżko, komoda i kilka walizek widzianych z ukosa. Usiadłam obolała i spojrzałam przed siebie. Co do diaska robię w jakimś cholernym pokoju hotelowym, pomyślałam. Gdy próbowałam wstać napotkałam opór. Naciskające na moje barki ręce, skutecznie sprowadziły mnie do parteru. Byłam nieświadoma, ale równocześnie przerażona tym co się działo. Chwila moment. Shannon, miły koleś z którym spędziłam popołudnie. Jego spojrzenie, ten błysk. Pocałunek.  Pustka.  Ciemność. Niesamowity ból głowy. Pobudka na szorstkiej wykładzinie. A teraz jeszcze to. Poczułam ciepły oddech i dotyk jego  dłoni na plecach. Byłam zbyt słaba by protestować i wszystko wokół mnie zaczęło w jednej chwili wirować. Na plecach poczułam chłód, następnie dreszcz, gdy przejechał palcem po kręgosłupie. Chciałam się odwrócić by spojrzeć mu w twarz, żeby zapytać ‘dlaczego?’. Przechyliłam lekko głowę i nagle poczułam tak silny ból przeszywający mnie od góry do dołu, że opadłam gwałtownie w tył. Obraz był zamazany ale ten człowiek, ten człowiek to nie był ON. Jego twarz zbliżyła się do mojej. Otworzyłam oczy szerzej by móc cokolwiek dojrzeć i wtedy zorientowałam się, że leżę na kolanach mężczyzny, o niedługich, brązowych włosach i przenikliwym błękitnym spojrzeniu. –Śpij-usłyszałam znad siebie i nagle ręka która pojawiła się znikąd  przysłoniła mi świat. Zasnęłam. 


wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 1




Nocowałam na kanapie w mieszkaniu Craiga. On nie tylko mi na to pozwolił, wręcz nalegał żebym się stamtąd nie ruszała. Przed snem zdążyłam jeszcze wziąć prysznic i zjeść tost z serem. Leżąc i wpatrując się w wyciszony program telewizyjny, mimowolnie zaczęłam wspominać moment w którym ubrana w kremowy płaszcz udałam się pod wyznaczony adres. Słysząc słowa jakimi określa mnie ten mężczyzna, mimo iż proponował mi sporą sumę i próbował zatrzymać za wszelką cenę, uciekłam po kwadransie. Czułam się okropnie z myślą, czego chciałam się dopuścić. Wspomnienie jego gestów, słów, perfidnego uśmiechu… to wszystko sprawiało, że w duchu krzyczałam, chcąc wymazać to z pamięci. Ale nie mogłam i wiem, że nie zapomnę, choćbym i nawet waliła głową o ścianę. Byłam taka głupia… powinnam posłuchać Craiga. 
Gdy nastał ranek uspokoiłam się trochę i postanowiłam, że dzień spędzę chodząc po sklepach i przymierzając ubrania na które mnie nie stać. Bo co innego miałam do roboty? Nie chciałam włazić na głowę przyjacielowi. Zrobiłam nam obojgu śniadanie i przeglądając gazetę czekałam aż się obudzi. Zjedliśmy w ciszy, chociaż widziałam, że próbuje zacząć rozmowę. 

Miałam u Craiga torbę z kilkoma swoimi rzeczami, w tym ubraniami więc włożyłam jakieś  jeansy i koszulkę. Umyłam się, pomalowałam i uczesałam, żeby wyglądać jak człowiek, którego namiastką byłam. Podziękowałam Craigowi za nocleg i choć zdobył się jedynie na ciche ‘nie ma za co’, uścisnęłam go z całej siły i wyszłam pozostawiając go z pracą. 
Będąc w centrum od razu poleciałam do jakiejś kawiarni. Craig nie przepadał za kawą, toteż nie miał jej w swoim asortymencie. Musiałam jakoś sobie radzić a skoro wcisnął mi na siłę kilka dolarów, postanowiłam wydać je właśnie w taki sposób. Idąc w rozpiętej skórzanej kurtce, z kubkiem parującego napoju w dłoni oglądałam ubrania w witrynach sklepowych. Normalne zajęcie na nudę, pomyślałam. Mogłabym spotkać się z którąś z koleżanek, ale wszystkie zostawiłam w moim miasteczku i tutaj miałam tylko Craiga. No trudno. 

Idąc tak miałam dziwne wrażenie, że ktoś podąża za mną. Pewnie to tylko jakieś moje urojenia, zapewniałam się w duchu. Szłam dalej, przyspieszając jednak nieco kroku. Poczułam, że mój wyimaginowany prześladowca robi to samo, więc gdy tylko nadarzyła się okazja wskoczyłam do nadjeżdżającego tramwaju.
Niestety nadal czułam na sobie czyjś wzrok i denerwowałam się coraz bardziej. Przecisnęłam się przez tłum na sam początek i usiadłam na skrawku siedzenia zajmowanego przez jakąś staruszkę. Siedząc mogłam obserwować otoczenie.
Jechałam tak kilka przystanków i gdy stwierdziłam że czas wysiąść, znów się przepychając poszłam w stronę wyjścia. Gdy drzwi się otworzyły równocześnie z jakimś mężczyzną  wyszliśmy (a może raczej zostaliśmy wypchnięci) na zewnątrz. Stojąc już na chodniku zdziwieni spojrzeliśmy po sobie i widząc jak głupio wyglądamy, wytarmoszeni przez spieszących się w różne miejsca ludzi, nie umiejących przesunąć się o krok zaczęliśmy się śmiać. To musiało wyglądać komicznie, jednak nikt nie zwracał na nas uwagi z racji tego że staliśmy przy prawie pustej ulicy, gdzieś na południu od centrum. Gdy opanowałam się w końcu spojrzałam na mężczyznę, który w dalszym ciągu stał obok ale uśmiechał się tylko.
-Ludzie chyba nas tam nie chcieli– odezwał się nagle i poszerzył uśmiech.
-Najwyraźniej nie mieliśmy jechać do stacji końcowej, dokąd najwyraźniej wszyscy chcieli dotrzeć – spojrzałam na nieznajomego. Niewysoki brunet w ciemnych okularach, zapiętej po szyję czarnej skórzanej kurtce i ciężkich butach. Mimo stroju, nie wyglądał podejrzanie, toteż nie pomyślałam by zbyć go czy oddalić się niepostrzeżenie.
-Ciekawe jakie mają tam atrakcje, skoro wszyscy byli tak zdeterminowani by tam dotrzeć – odpowiedział po czym wyciągnął rękę w moją stronę. –Shannon
Uścisnęłam jego dłoń.
-Carrie – posłałam mu lekki uśmiech i znowu zmierzyłam wzrokiem. Sympatyczny gość, pomyślałam.
-Bardzo miło jest mi cię poznać, Carrie. Może przestaniemy blokować ścieżkę rowerową, i jeśli nie masz nic przeciwko, przejdziemy się kawałek w stronę parku?
-Nie mam nic przeciwko, Shannon. -odparłam. 

-Jeśli można wiedzieć, co cię tu sprowadza? – zapytałam, gdy szliśmy już sobie spacerkiem w obranym wcześniej kierunku.
-Interesy. A właściwie ucieczka przed nimi. Gdy brat zapowiedział masę nowych spotkań stwierdziłem, pieprzyć to i wskoczyłem do pierwszego lepszego tramwaju. Szczęście chciało, że dotarłem w znane mi rejony i spotkałem piękną nieznajomą.
Odgarnęłam włosy z oczu i uśmiechnęłam się szeroko. –To miło, że pozwoliłeś tejże nieznajomej towarzyszyć sobie w tułaczce.
-Cała przyjemność po mojej stronie- powiedział po czym ściągnął z nosa okulary i schował je do pojemnej kieszeni spodni. 

Przyjrzałam się wtedy jego twarzy i musiałam uważać, żeby nie uderzyć w jakiś słup, bo za cholerę nie potrafiłam odwrócić wzroku. Shannon miał naprawdę niespotykaną urodę i piękne, zielonkawe oczy których wcześniej nie dojrzałam zza szkieł które je zakrywały. Westchnęłam cicho, tak, żeby nie usłyszał i spojrzałam z powrotem przed siebie. Zapowiadał się naprawdę wspaniały dzień. 

Wstęp




Było mi zimno, tak cholernie zimno, że pędziłam jeszcze szybciej próbując ograniczyć kontakt moich stóp z wilgotnym betonem. Chłodne powietrze owiewało mi twarz a rozpuszczone włosy ograniczały widoczność. Mówiąc krótko, biegłam na oślep jedną z ulic na obrzeżach Nowego Orleanu, kierując się do domu Craiga. To dobre wyjaśnienie, krótkie, zwięzłe i na temat. Pogoda była paskudna, szare niebo przesłonięte chmurami z których spływały krople wiosennego deszczu. Craig proszę, bądź w mieszkaniu –myślałam mijając kolejny zakręt i niemal nie wpadając na grupkę dresiarzy, którzy akurat tamtędy przechodzili. Weszłam między dwie kamienice kierując się ku schodkom pożarowym, po czym wskoczyłam na nie i pobiegłam na drugie piętro. Metalowe stopnie zraniły moje stopy swoim zimnem jeszcze bardziej niż beton po którym biegłam przez poprzednie dziesięć minut. Zaczynało robić się ciemno a ja usiadłam, prawie u celu i rozpłakałam się na dobre. 

Następne co pamiętam, to głos Craiga przerażonego tym, w jakim stanie do niego przyszłam. Zobaczył z okna swojego mieszkania dziewczynę o długich falowanych (choć teraz bardziej poplątanych) brązowych włosach, siedzącą w samych szortach i rozciągniętym swetrze na półpiętrze, tuż pod jego lokum. Z dobroci serca w swoim domowym wdzianku (ograniczającym się do podkoszulka i bokserek) wyleciał przez okno i pobiegł jej na ratunek. Pech chciał, że to małe nieszczęście zajmujące przestrzeń dla lokatorów, to jego najlepsza przyjaciółka, Carrie. Złapał mnie za ramię i powoli zaprowadził do ciepłego mieszkania, posadził na kanapie, przykrył kocem, przytulił i bez zbędnych słów poszedł zrobić mi herbaty. Położyłam się na starej poduszce i obserwowałam go, krzątającego się po aneksie kuchennym w poszukiwaniu kubka, łyżki i pudełka wypełnionego najróżniejszymi rodzajami herbat, którą uwielbiał. Średniej wielkości mieszkanko wypełniał zapach papierosowego dymu, połączony ze słodką nutą wanilii. Uwielbiałam ten zapach, kojarzył mi się z ciepłem, bezpieczeństwem i nim. To było coś, co nawet w najgorszych momentach uspokajało mnie chociaż odrobinę i pozwalało pomyśleć. Zdecydowanie, po małym odstresowaniu, myślało się o wiele lepiej, a bez Craiga, to nie byłoby możliwe. Wrócił po chwili z kubkiem, postawił go na stoliku i usiadł obok mnie, przygniatając koc którym byłam przykryta. 

-Kolejny dał ci popalić? – zapytał, po czym westchnął i spojrzał ze zrezygnowaniem w moje oczy, które momentalnie się zaszkliły.
-Jeszcze żaden nie dał mi popalić i dobrze o tym wiesz. – spojrzałam na niego z lekkim wyrzutem. –Ja po prostu… spanikowałam i… uciekłam nawet nie nakładając butów.
-Carrie…
-Żadna Carrie, Craigu. Jestem nieudaną dziwką która w żaden sposób nie potrafi zarobić pieniędzy.
-Nie mów tak. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło! Nie zniósłbym faktu że jakiś… - tu przerwał i wpatrując się tępo w ścianę zacisnął pięści. –Znajdziemy inny sposób, nie pozwolę ci znowu podejmować prób, cholera, nigdy ci nie pozwoliłem! Ostrzegałem cię! A ty wymknęłaś się, gdy byłem w pracy i teraz znowu muszę oglądać cię w takim stanie!

Milczałam patrząc na kubek herbaty z którego ulatywała ciepła para wodna.
-Odpocznij, ja muszę zrobić coś do pracy. –Craig wstał i wyszedł do swojej sypialni. W mieszkaniu zapadła kompletna cisza, przerywana jedynie odgłosem stukania wydawanym przez komputer przy którym pracował mój przyjaciel. Leżałam tak jeszcze przez dziesięć minut, następnie wypiłam herbatę, ubrałam ciepłe skarpety i wyszłam zapalić.



Witam

Postanowiłam napisać kolejną Marsową historię, a co :)

Historia jak każda inna. Dziewczyna poznaje jednego z chłopaków, coś zaczyna ich łączyć... ale czy na pewno wszystko pójdzie w dobrym kierunku?

To opowiadanie jest dla mnie pewnym eksperymentem. Naprawdę zależy mi na tym, by było dopracowane i niebanalne. Piszę trochę inaczej niż zwykle i to jest właśnie część tego eksperymentu. 
Liczę na komentarze i mam nadzieję, że historia którą opowiem wam się spodoba  :)

PS
Napisałam już tyle, że mogę zapewnić przynajmniej jeden nowy rozdział w tygodniu aż do końca Maja :) Dalej się zobaczy, bo nie wiem czy będę mieć czas.

To tyle z mojej strony.

Freak xx