wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 1




Nocowałam na kanapie w mieszkaniu Craiga. On nie tylko mi na to pozwolił, wręcz nalegał żebym się stamtąd nie ruszała. Przed snem zdążyłam jeszcze wziąć prysznic i zjeść tost z serem. Leżąc i wpatrując się w wyciszony program telewizyjny, mimowolnie zaczęłam wspominać moment w którym ubrana w kremowy płaszcz udałam się pod wyznaczony adres. Słysząc słowa jakimi określa mnie ten mężczyzna, mimo iż proponował mi sporą sumę i próbował zatrzymać za wszelką cenę, uciekłam po kwadransie. Czułam się okropnie z myślą, czego chciałam się dopuścić. Wspomnienie jego gestów, słów, perfidnego uśmiechu… to wszystko sprawiało, że w duchu krzyczałam, chcąc wymazać to z pamięci. Ale nie mogłam i wiem, że nie zapomnę, choćbym i nawet waliła głową o ścianę. Byłam taka głupia… powinnam posłuchać Craiga. 
Gdy nastał ranek uspokoiłam się trochę i postanowiłam, że dzień spędzę chodząc po sklepach i przymierzając ubrania na które mnie nie stać. Bo co innego miałam do roboty? Nie chciałam włazić na głowę przyjacielowi. Zrobiłam nam obojgu śniadanie i przeglądając gazetę czekałam aż się obudzi. Zjedliśmy w ciszy, chociaż widziałam, że próbuje zacząć rozmowę. 

Miałam u Craiga torbę z kilkoma swoimi rzeczami, w tym ubraniami więc włożyłam jakieś  jeansy i koszulkę. Umyłam się, pomalowałam i uczesałam, żeby wyglądać jak człowiek, którego namiastką byłam. Podziękowałam Craigowi za nocleg i choć zdobył się jedynie na ciche ‘nie ma za co’, uścisnęłam go z całej siły i wyszłam pozostawiając go z pracą. 
Będąc w centrum od razu poleciałam do jakiejś kawiarni. Craig nie przepadał za kawą, toteż nie miał jej w swoim asortymencie. Musiałam jakoś sobie radzić a skoro wcisnął mi na siłę kilka dolarów, postanowiłam wydać je właśnie w taki sposób. Idąc w rozpiętej skórzanej kurtce, z kubkiem parującego napoju w dłoni oglądałam ubrania w witrynach sklepowych. Normalne zajęcie na nudę, pomyślałam. Mogłabym spotkać się z którąś z koleżanek, ale wszystkie zostawiłam w moim miasteczku i tutaj miałam tylko Craiga. No trudno. 

Idąc tak miałam dziwne wrażenie, że ktoś podąża za mną. Pewnie to tylko jakieś moje urojenia, zapewniałam się w duchu. Szłam dalej, przyspieszając jednak nieco kroku. Poczułam, że mój wyimaginowany prześladowca robi to samo, więc gdy tylko nadarzyła się okazja wskoczyłam do nadjeżdżającego tramwaju.
Niestety nadal czułam na sobie czyjś wzrok i denerwowałam się coraz bardziej. Przecisnęłam się przez tłum na sam początek i usiadłam na skrawku siedzenia zajmowanego przez jakąś staruszkę. Siedząc mogłam obserwować otoczenie.
Jechałam tak kilka przystanków i gdy stwierdziłam że czas wysiąść, znów się przepychając poszłam w stronę wyjścia. Gdy drzwi się otworzyły równocześnie z jakimś mężczyzną  wyszliśmy (a może raczej zostaliśmy wypchnięci) na zewnątrz. Stojąc już na chodniku zdziwieni spojrzeliśmy po sobie i widząc jak głupio wyglądamy, wytarmoszeni przez spieszących się w różne miejsca ludzi, nie umiejących przesunąć się o krok zaczęliśmy się śmiać. To musiało wyglądać komicznie, jednak nikt nie zwracał na nas uwagi z racji tego że staliśmy przy prawie pustej ulicy, gdzieś na południu od centrum. Gdy opanowałam się w końcu spojrzałam na mężczyznę, który w dalszym ciągu stał obok ale uśmiechał się tylko.
-Ludzie chyba nas tam nie chcieli– odezwał się nagle i poszerzył uśmiech.
-Najwyraźniej nie mieliśmy jechać do stacji końcowej, dokąd najwyraźniej wszyscy chcieli dotrzeć – spojrzałam na nieznajomego. Niewysoki brunet w ciemnych okularach, zapiętej po szyję czarnej skórzanej kurtce i ciężkich butach. Mimo stroju, nie wyglądał podejrzanie, toteż nie pomyślałam by zbyć go czy oddalić się niepostrzeżenie.
-Ciekawe jakie mają tam atrakcje, skoro wszyscy byli tak zdeterminowani by tam dotrzeć – odpowiedział po czym wyciągnął rękę w moją stronę. –Shannon
Uścisnęłam jego dłoń.
-Carrie – posłałam mu lekki uśmiech i znowu zmierzyłam wzrokiem. Sympatyczny gość, pomyślałam.
-Bardzo miło jest mi cię poznać, Carrie. Może przestaniemy blokować ścieżkę rowerową, i jeśli nie masz nic przeciwko, przejdziemy się kawałek w stronę parku?
-Nie mam nic przeciwko, Shannon. -odparłam. 

-Jeśli można wiedzieć, co cię tu sprowadza? – zapytałam, gdy szliśmy już sobie spacerkiem w obranym wcześniej kierunku.
-Interesy. A właściwie ucieczka przed nimi. Gdy brat zapowiedział masę nowych spotkań stwierdziłem, pieprzyć to i wskoczyłem do pierwszego lepszego tramwaju. Szczęście chciało, że dotarłem w znane mi rejony i spotkałem piękną nieznajomą.
Odgarnęłam włosy z oczu i uśmiechnęłam się szeroko. –To miło, że pozwoliłeś tejże nieznajomej towarzyszyć sobie w tułaczce.
-Cała przyjemność po mojej stronie- powiedział po czym ściągnął z nosa okulary i schował je do pojemnej kieszeni spodni. 

Przyjrzałam się wtedy jego twarzy i musiałam uważać, żeby nie uderzyć w jakiś słup, bo za cholerę nie potrafiłam odwrócić wzroku. Shannon miał naprawdę niespotykaną urodę i piękne, zielonkawe oczy których wcześniej nie dojrzałam zza szkieł które je zakrywały. Westchnęłam cicho, tak, żeby nie usłyszał i spojrzałam z powrotem przed siebie. Zapowiadał się naprawdę wspaniały dzień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz