niedziela, 25 maja 2014

Zawieszam

Zawieszam bloga, ale na krótko!
W pierwszym tygodniu czerwca postaram się dodać rozdział w którym opiszę to, co wydarzyło się w pokoju 237 ;)
Teraz, trzeba oczywiście poprawiać oceny. Zwłaszcza kiedy ma się kilka zagrożeń :( A jak nie zdam, to oczywiście nie jadę do Rybnika.
Na całe szczęście żadne z zagrożeń nie jest poważne i w tym tygodniu powinno mi się udać z nich wyjść.
Nie zapomnijcie o mnie przez ten krótki czas! obiecuję dłuuugi odcinek.
Trzymajcie się xx

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 6




Moje ciało przeszedł dreszcz ale nim zdążyłam się zorientować, Jared lekkim ruchem wepchnął mnie do łazienki i zamknął drzwi. Byłam przerażona. Myślałam, że Shannowi  chodziło o zaspokojenie własnych potrzeb i poczucie kontroli. Myliłam się. Jemu chodziło o znacznie więcej a ja głupia pozostawałam w nadziei że całe zło które się w nim kryje jest tylko ułudą. 

Trzęsłam się stojąc nago naprzeciw wielkiego lustra w łazience. Nie było mi zimno, po prostu cholernie się bałam. Zmierzyłam się wzrokiem od góry do dołu i zastanawiałam się nad tym, co takiego zobaczył we mnie ten człowiek. Dlaczego chciał mnie skrzywdzić? Nigdy nie miałam do czynienia z sadystami, ludźmi z osobowością dyssocjalną czy po prostu z agresywnymi osobami. Nie wiedziałam do czego są zdolni. Unikałam strasznych filmów i książek. Nie chciałam znać zła które czyha za rogiem, zła które nas otacza, które stworzyło świat do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie chciałam poznawać tej natury człowieka. Zawsze widziałam w ludziach dobro, nawet w tych odrażających napalonych facetach którzy chcieli się ze mną pieprzyć. 

W momencie kiedy zostałam wyrzucona z domu, nie czułam już nic i szłam przez siebie jak przez mgłę. Nie dostrzegałam szczegółów, wykonując mechanicznie wszystkie czynności jakie człowiek powinien wykonać by przeżyć. Czasem mieszało mi się wszystko, od dnia po godzinę. 

Niekiedy zapominałam, że zostałam porwana i odzyskiwałam  poczucie wolności by z powrotem zacząć się bać. Umyłam całe swoje ciało które z wodą ostatni raz zetknęło się jakiś tydzień wcześniej. Włosy oblepiające mi kark drażniły, śliskość pod stopami drażniła, każdy mój ruch wydawał się obcy i niezdarny. W tym momencie nawet sama przed sobą nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego od kilku tygodni podejmowałam  tak głupie decyzje. Czułam, że jestem tylko marionetką albo widzem który jedynie obserwuje życie Carrie Ann Lawrence. Ślizgając się po mokrych kafelkach wyszłam spod prysznica i wytarłam się dokładnie. Jak zwykle, mechanicznie wykonałam wszystko, co było do zrobienia. Umyta, z uczesanymi i wysuszonymi włosami usiadłam na desce klozetowej. Czas się ubrać. Z torby którą wręczył mi Jared wyjęłam nie swoje ubrania, ale jakieś drogie, markowe patałaszki. Ze zdziwieniem oglądałam każdą część garderoby po kolei. Moi porywacze nie wyglądali na bogatych. Skąd wzięli pieniądze? Wiem, że mieli jakiś zespół ale Shannon mówił, że wydali dopiero dwa albumy i nadal muszą oszczędzać… teraz już wiem na co. 

Drogi, jak mi się wydawało strój przypominał trochę idealnie dopasowany do sylwetki mundurek szkolny. Miękki sweterek, delikatna koszula i idealnie skrojona spódnica. Do tego ciemne podkolanówki. Nie rozumiałam po co Shannon to zorganizował. Cała ta szopka, jakby nie mógł po prostu mnie zerżnąć. To nawet byłoby mniej dziwne. Delikatnie stąpając po wilgotnej podłodze wyszłam do sypialni. Jared tupiąc nerwowo jedną nogą stał przy komodzie i patrzył w ekranik blackberry które trzymał w dłoni. Gdy tylko mnie zobaczył, jego mina od razu się zmieniła. Nie był to zachwyt, nie był to podziw ani pożądanie. Widziałam żal w jego oczach. –Chodź tutaj – powiedział anemicznym głosem wzywając mnie również gestem. Podeszłam powoli patrząc przed siebie i usiadłam na łóżku. 
–Pamiętaj maleńka, nie sprzeciwiaj się mojemu bratu. Czasem jest naprawdę wulgarny i to co ci zrobi nie będzie przyjemne, ale uwierz mi, to się skończy. Prędzej czy później te zabawy mu się znudzą. – powiedział siadając po mojej lewej. Ja tylko wlepiałam wzrok w splecione na moich kolanach dłonie i czekałam na to, co nadejdzie. 
–Carrie… - powiedział cicho po czym niespodziewanie zagarnął mi włosy z ramienia na drugie, by mieć do nich lepszy dostęp. Wzdrygnęłam się, ale po chwili znowu siedziałam spokojnie. Jared, powtarzając jak jest mu przykro, zaczął zaplatać mi warkocz z tyłu głowy. Wytłumaczył, że takie były rozkazy jego brata i że jeśli nie chcę, to on przestanie. Nie odezwałam się ani słowem nadal trwając w otępieniu. Stwierdziłam, że bracia nie musieli mi niczego podawać. Wystarczyło, że zdałam sobie sprawę ze swojej bezsilności i momentalnie zaczęłam zachowywać się jak po jakiś lekach. Czułam jak jego palce delikatnie dotykają moich pleców gdy kończył zaplatanie warkocza. Nie wiem skąd, wziął gumkę i związał go na końcu, równie delikatnie jak wykonał całą tą czynność. Oddychałam nieco szybciej czując, że za chwilę nadejdzie ten czas. Jared westchnął cicho po czym wstał, podszedł do drzwi i otworzył je przede mną. Stanęłam obok niego. –Pokój nr 237.- pauza -Trzymaj się maleńka. – powiedział na pożegnanie na co ja mruknęłam i poszłam przed siebie z uniesioną głową.

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 5



No witam :) Tak, tak, rozdział miał być dłuższy i wydawało mi się, że taki jest, ale cóż... oceńcie to sami 

***

Leżałam przy Jaredzie przez jakiś czas próbując na nowo zasnąć ale nie potrafiłam. Przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli na minutę i miałam wrażenie, że zaraz eksploduję. Facet spał w najlepsze nie zmieniając pozycji. Co jest ze mną nie tak? Mogłam uciec, ale czekałam. W końcu mnie to znudziło  i zapragnęłam usłyszeć wyjaśnienia natychmiast. Usiadłam na łóżku i spojrzałam z góry na śpiącego mężczyznę. Raz kozie śmierć. Szturchnęłam go lekko w ramię, potem kolejny a gdy zauważyłam, że w ogóle go to nie rusza, postanowiłam użyć głosu. –Obudź się –powiedziałam stanowczo. Nadal spał. –Wstawaj królewno!-krzyknęłam strasząc samą siebie. Jared dalej sobie chrapał. Nagle znów spojrzałam na niego jak tamtego dnia, gdy chciał za mnie zapłacić. Złość skumulowała się we mnie i nagle z impetem zrzuciłam mężczyznę na podłogę. Kurwa. Nie pomyślałam, że może powtórzyć swoją sztuczkę z usypianiem i znowu mnie załatwić. Przeszłam na około łóżka i stanęłam w bezpiecznej odległości. 

-Jezu, kobieto… -powiedział zaspanym głosem masując  tył głowy na którą spadł.
-Przepraszam, zraniłam cię? –wysyczałam z sarkazmem zakładając ręce na biodra.
-Skąd tyle agresji w tak drobnej osóbce? –powiedział po czym usiadł na łóżku. -Panno Lawrence, chyba nie chce pani bym się zrewanżował. –dodał uśmiechając się tak, jakby powiedział właśnie najśmieszniejszy żart na świecie.
-Skąd znasz moje nazwisko? –zapytałam stojąc nadal w tej samej, bezpiecznej odległości.
-Mój brat zwinął ci torebkę a miałaś w niej dowód i takie tam. –powiedział nadal tak samo rozbawiony.

Brat. No tak, to z nim ma ten zespół o którym wspomniał Shannon. Powinnam była się domyśleć. Stałam dalej nie wiedząc co jeszcze mogłabym powiedzieć. Do diaska! Przecież zostałam porwana!
-Na początek chcę zaznaczyć, że z mojej strony nic ci nie grozi.
Dobrze, że sam zaczął wyjaśniać.
-Niestety nie mogę cię również wypuścić. –dodał
Trudno-pomyślałam. Ruszyłam się lekko do przodu nie spuszczając z niego wzroku. Czekałam na dalsze wyjaśnienia.
-Shannon nalegał bym cię pilnował  a mi zależy na starszym bracie. Rozumiesz, prawda? –zapytał z troską w głosie ale mnie nie zmylił. Chciał bym mu zaufała na tyle by zostać. Nie wiem co sobie ubzdurał, ale najwyraźniej będzie zadowolony z efektów bo ja się nigdzie nie wybierałam.
-Mówisz, że mogę ci zaufać? –zapytałam przy czym na końcu głos mi się załamał.
-Mówiłem, z mojej strony nic ci nie grozi.
W tym momencie złapał mnie za rękę i pociągnął w swoim kierunku. Zaskoczona opadłam na łóżko i po chwilowym szoku próbowałam się wyrwać. Zacisnął dłoń. –Spokojnie…-powiedział prosto do mojego ucha. Odetchnęłam cicho i spojrzałam prosto w jego błękitne oczy. –Mam jeszcze jedno pytanie…-zaczęłam
-Słucham.
-Pamiętasz dziwkę która ci ostatnio zwiała? 

Jared patrzył na mnie zaskoczony i po chwili z jego miny można było wyczytać, że przypomniał sobie kim tak naprawdę jestem.
-Więc mój brat upolował dziwkę… -westchnął zawiedziony.
-Niedoszłą dziwkę – powiedziałam pewnie, podkreślając pierwsze słowo.
-Co za różnica? Dziwka to dziwka. –wzruszył ramionami.
Wkurzył mnie. Przecież widział moje przerażenie i to jak szybko się wycofałam. Nie dojrzał desperacji w moich czynach?
-Jak mogę być dziwką, skoro jestem dziewicą? – uśmiechnęłam się zwycięsko. Odsłoniłam jakąś swoją część, wpuściłam Jareda do mojego świata jednym wyznaniem. Nie żałowałam tego. Wyraz zaskoczenia na jego twarzy trwał bez końca. Dopięłam swego.
-Więc po co tam wtedy poszłaś?
-Ech, faceci są tacy niedomyślni. To była desperacja, Jared. Nie miałam już nic do stracenia, tak jak w tym momencie.
-Ale stchórzyłaś –mówiąc złapał mnie za rękę
-Czy dziwki często ci uciekają? –zapytałam ze spokojem w głosie.
-To był pierwszy raz kiedy było mi dane się z jakąś spotkać. Jak widać, los znów skierował nas ku sobie. –uśmiechnął się a ja wyrwałam ręce z jego uścisku. Pogrywał sobie ze mną. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi i nie sądziłam, że moje wyznanie cokolwiek zmieniło. Lubił się droczyć i moje lekkie zdenerwowanie go rozbawiło. Nie jest taki jak brat -tłumaczyłam sobie- ma po prostu zryty charakter.
-Nie żartuj ze mnie, proszę… -udałam smutek i strach kierując wzrok w dół.
-Och, Carrie… to też był mój błąd i więcej go nie powtórzę. Spokojnie. Chcę ci naprawdę pomóc…
W tym momencie powinnam rozkazać mu, by mnie wypuścił. Nie zrobiłam tego, bo nie chciałam jeszcze odchodzić.
Jared wyjaśnił mi, że jego brat ma na niego wiele haków i tymczasowo jest zdany na jego łaskę. Mógłby mnie wypuścić, ale zapłaciłby za to zdrowiem, a może nawet i życiem. Było mi go żal. Dał mi torbę z ubraniem i kazał iść się umyć i przygotować. Shannon na mnie czekał.
-Pamiętaj, zero sprzeciwu a da ci spokój po godzinie – powiedział Jared gdy stałam już w drzwiach łazienki. Pokręciłam twierdząco głową, na znak że wszystko rozumiem.
-Czy on mnie zgwałci? –zapytałam zbyt spokojnie. Jared, który od pobudki zdawał się być całkiem obojętny, przytulił mnie nagle i wyszeptał do ucha –on robi ludziom znacznie gorsze rzeczy, maleńka. 



środa, 7 maja 2014

Rozdział 4



Obudziłam się nazajutrz w świetle porannego słońca. Jak na kogoś, kto został porwany i odurzony nie wiadomo czym, byłam naprawdę spokojna. Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Pod kątem, zobaczyłam okno, a za nim kawałek ulicy i budynki. Odwróciłam się na drugą stronę i znieruchomiałam. Przestałam oddychać i wgapiałam się przez kilkanaście sekund w osobę leżącą na drugiej połowie łóżka. To on. Człowiek, z którym miałam spędzić tamtą noc. Kolejny facet który wynajął sobie dziwkę, kupił ją, jakby była przedmiotem. Ale cóż, sama wybrała sobie takie życie…

 To była moja ostatnia próba oddania się nieznajomemu za pieniądze, daremna próba. Przypomniałam sobie, jak wtedy wyglądałam. Nienaganny makijaż i duże, zakrywające większość twarzy okulary. Widział mnie wtedy. Krzyczał za mną gdy uciekałam. Obawiam się, że robił z moim ciałem wiele, od kiedy się tu znalazłam. Nie miałam namyśli czynności seksualnych. Czułam się dobrze, nic mnie nie bolało i raczej wiedziałabym, że jest ze mną coś nie tak. Zasnęłam na podłodze a obudziłam się w łóżku. To zapewne jego sprawka, albo jego towarzysza. Właśnie, Shannon. Gdzie ten cholerny skurwiel się podziewał?! Spojrzałam na mężczyznę leżącego ze skulonymi nogami pod kołdrą, oddychającego głęboko, z ręką wciśniętą pod policzek. Był taki spokojny…

 W tym momencie nie myślałam o ucieczce, to nie był czas. Jedynym co widziałam poprzedniego dnia, były jego oczy. Gdy leżałam w łóżku tego ranka, miałam przed sobą cały jego obraz, ale oczy pozostawały zamknięte. Przyjrzałam się mu. Ciemne brwi, zabawny zadarty nosek i wąskie usta. Całość z lekka przykryta brązowymi, roztrzepanymi włosami. Mimo iż widziałam tego człowieka już wcześniej, dopiero teraz zaczęłam dostrzegać szczegóły dotyczące jego wyglądu. Tamtego feralnego dnia, był dla mnie kolejnym obleśnym facetem który gotów był zapłacić grube pieniądze by posiąść kobietę na jedną noc. Nagle poczułam do niego obrzydzenie. Nie dość, że pomaga porywaczowi, to jeszcze jest naprawdę niewyżyty. Z drugiej strony, zastanawiał mnie fakt, dlaczego nic ze mną nie zrobił. Byłam nieprzytomna. Mógł zrobić wiele, ale nie zrobił nic szczególnego. Jednak dodając do siebie to wszystko, jedynym rozsądnym rozwiązaniem była ucieczka. -Moja głowa opadła miękko na poduszkę, wcześniej unosząc się i zwisając sztywno w powietrzu przez szok wywołany nagromadzeniem  wspomnień. -Tyle że ja nie chciałam uciekać. Moje życie właściwie nie miało sensu. Nie miałam pracy, pomieszkiwałam u kolegi a rodzice nie chcieli mnie znać. Nie miałam do czego wracać, nie czułam takiej potrzeby. Decydując się na oddanie swojej niewinności, wiedziałam, że nic innego mi nie pozostało. Wiedziałam, że moje życie nie będzie się układać po mojej myśli, że na razie nie odnajdę szczęścia. To był desperacki krok, krok w stronę przepaści. Ruszyłam w jej stronę paląc za sobą mosty i stawiając wszystko na jedną kartę. Nie widziałam wtedy swojej przeszłości, liczyło się tylko to, co mogłoby nadejść potem, po tym co zamierzałam zrobić. Postanowiłam, że jako osoba porwana zrobię to samo, ale nie ucieknę w ostatniej chwili odzyskując resztki rozumu. Moja podświadomość mówiła, że powinnam odkryć tego człowieka i jego towarzysza. Mówiła mi, że muszę to zrobić. Dlaczego? Może przez brak jakichkolwiek innych pomysłów. Ciekawość (a może strach?) zwyciężyła. Zamknęłam oczy i przykryłam się kołdrą po szyję. Czułam ciepły oddech mężczyzny, Jareda, na swojej twarzy. Wmawiałam sobie, że nic mi z jego strony nie grozi i że to Shannon jest tu prawdziwym potworem. Z nich obu postanowiłam zaufać Jaredowi, w końcu obiecał, że rano wszystko mi wyjaśni. Skoro podjęłam tak ryzykowną decyzję, musiałam  wybierać między jednym złem a drugim. W tym momencie wydawało mi się, że wybrałam to mniejsze. 



***



Kolejny rozdział, a może raczej jak ktoś to określił 'wypierdek' ;) 
Na razie są krótkie ale nie widzę sensu w dodawaniu dłuższych odcinków.
 Czy ktoś jest zainteresowany historią? Chciałby czytać dłuższe rozdziały? Jeśli tak, proszę śmiało pisać komentarze :) 
Następny, ( być może dłuższy) rozdział dodam za ok. tydzień. 

Pozdrawiam
Freak xx 

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 3



Przepraszam, że krótki ale lubię trzymać w niepewności :]
  
***

-Kurwa, ocipiałeś?!
-Masz jakiś problem?  Ona tylko sobie leży! Przeszkadza ci?!
-Będzie, jak zacznie się rzucać albo zadzwoni po gliny.
-Nie, nie zrobi tego…
-Skąd kurwa możesz to wiedzieć?!
-Po prostu to wiem…
-Taak, Shannon Leto i te jego trafne przeczucia! 

Mówili o mnie. Shannon i… ten drugi. Nie mogłam otworzyć oczu, widziałam jedynie ciemność. Moje powieki były tak ciężkie, oh, czułam jakby ktoś skleił mi oczy kropelką. Huk. Cisza. Chwila moment, dlaczego głosy ustały? Znowu spróbowałam otworzyć oczy. Ponowiłam próbę. Nic. Jakbym była sparaliżowana. Spróbowałam podnieść rękę i zdaje się, że mi się udało. Opadła na moją twarz. Pozwoliłam jej dokładnie zbadać całą jej powierzchnię. Nos, usta i oczy, wszystko na swoim miejscu. Kolejny huk. Otworzyłam usta i zaczerpnęłam powietrza. Moje oczy jakby na wznak otworzyły się i nagle ujrzałam pokój wypełniony ciemnością. Była noc. Chwilę później zorientowałam się że jestem przykryta kołdrą i leżę w łóżku, w tym samym pokoju, który pamiętałam z ostatniej chwili gdy dane mi było cokolwiek oglądać. Sukinsyn –pomyślałam. Czułam lekki ból głowy ale mimo to spróbowałam wstać. Podeszłam do okna chwiejnym krokiem, po czym przeszłam na drugą stronę do drzwi. Spojrzałam w dół. Miałam na sobie jedynie bieliznę. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu swoich ubrań, ale pokój był pusty i czysty, jakby nikt w nim nie mieszkał. Jedynie pomięta kołdra dawała poczucie, że kiedykolwiek znajdowała się tu żywa dusza. Otworzyłam drzwi i gdy już miałam wyjrzeć na zewnątrz, ktoś szarpnął za klamkę i na powrót je zamknął. Zdenerwowana zaczęłam szarpać, ciągnąć, ale ten ktoś najwyraźniej przytrzymywał drzwi od zewnątrz. –WYPUŚĆ MNIE! – wrzasnęłam tak głośno jak tylko mogłam. Wtedy usłyszałam cichy śmiech. Odsunęłam się o krok i wtedy drzwi otwarły się. W ciemności ujrzałam postać. Podeszła bliżej i zamknęła za sobą wejście. Zanim zdążyłam się zorientować, siedziałam na łóżku opierając się z tyłu rękami by całkowicie nie upaść. Mężczyzna, z tego co zauważyłam, zbliżył się niebezpiecznie blisko i nachylił nade mną. W ciemnościach dojrzałam jego jasne, okrągłe oczy, wpatrujące się uważnie w moją twarz. –Odsuń się ode mnie –wyszeptałam żałośnie na co on prychnął. –Proszę… -dodałam zrezygnowana. Mężczyzna stał nade mną w bezruchu, wpatrując się dokładnie w moją osobę. Oddychałam szybko, przerażona i chciałam tylko by odszedł, dał mi swobodę, wyjaśnił co się dzieje albo chociaż przestał się tak lampić. I wtedy właśnie się rozpłakałam, rzuciłam tyłem na pomiętą pościel i zaczęłam łkać. Materac ugiął się pod czyimś ciężarem. Poczułam dotyk dłoni na włosach. –Nie martw się, długo tu nie zabawisz. –powiedział mężczyzna cichym głosem. Wpatrywałam się w ciemność i czułam jedynie smak własnych łez. Z jednej strony bałam się jak cholera a z drugiej wiedziałam, iż z jego strony nic mi nie grozi. –dopilnuję, by nie stała ci się krzywda…-dodał spokojnym tonem. Obróciłam się na plecy  i przez łzy spojrzałam na niego. Siedział pochylony a jego ręka, wcześniej gładząca moje włosy, wisiała w powietrzu tuż nad moją głową. –Idź spać, proszę-powiedział spokojnie, po czym opuścił rękę na materac. –nie-powiedziałam stanowczo. –Idź spać. Rano wszystko ci wyjaśnię. –dodał. Usiadłam ośmielona jego łagodnym zachowaniem i spojrzałam głęboko w oczy. 

–Dlaczego nie zrobisz tego teraz? –zapytałam.
–Jest środek nocy, a ty wyglądasz na wykończoną. –odpowiedział spokojnie.
-Kim ty do cholery jesteś? –zadałam kolejne pytanie szybko i zdecydowanie.
-Mów mi Jared
Zbliżyłam się do niego i wysapałam –Jaredzie, czy mógłbyś mnie łaskawie wypuścić?
-Chciałbym –powiedział po czym odsunął mnie od siebie. Jego zachowanie było nawet dziwniejsze od mojego. Powinnam przecież rzucić się na niego i gdy leżałby nieprzytomny na podłodze, uciec i zadzwonić po policję. Ja jednak siedziałam unieruchomiona jakąś tajemniczą siłą i zadawałam kolejne pytania, oczekując wyjaśnień.
-Czy jeśli teraz pójdę spać, obudzę się jeszcze?
-Obudzisz się rano, cała i zdrowa.
-Boję się –wyszeptałam.
-Połóż się. –rozkazał a ja, wyczerpana wykonałam polecenie. Przykryłam się na powrót kołdrą i patrzyłam jak jeden z moich oprawców robi to samo, kładąc się obok.
-Co ty robisz? –zapytałam sennym głosem.
-Dopilnuję by nic ci się nie stało. –odpowiedział po czym zamknął oczy i rozkazał, bym zrobiła to samo. Uległam. Sen zbliżał się szybkimi krokami a ja, mimo zamroczenia, nadal nie mogłam pojąć, co do diaska właśnie się wydarzyło.