czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 8



 Krótko, Po-Rybnikowo i z lekkim wkurwem na Shannonka :) Miłej lektury 

***

Wymierzał mi kolejne ciosy. Zza dziwnej mgły widziałam jego roziskrzone spojrzenie. Chwiejąc się na nogach pomyliłam kierunki i omal nie wpadłam w jego ramiona. Uderzenie. Po chwili czułam  jak ciepła strużka krwi spływa mi po brodzie. Przytrzymał mnie nie dlatego by zapobiec upadkowi, ale dlatego by móc powtórzyć uderzenie. Znowu, znowu i znowu. Skupiłam się na jednym punkcie w pomieszczeniu. Leżało tam jakieś czasopismo a obok stała szklanka z niedopitym whisky. Omijałam jego rozjuszone spojrzenie, bo nie mogłam znieść myśli iż zadawanie mi bólu sprawia mu przyjemność. Nie mogłam zrozumieć czego w tym wszystkim brakuje. Robił co robił a ja chodziłam w kółko ciągle wpadając na niego i omijając tym samym niektóre ciosy. Słuchałam jak klnie pod nosem i śmieje się niczym szaleniec. Co pominęłam?  Z kolejnym ciosem jakiś nagły przebłysk wskazał mi drogę na którą musiałam wstąpić by poznać odpowiedź. Brakowało bólu. Nie krzyczałam jak za pierwszym razem co jemu najwyraźniej nie pasowało.
-Shannon… - powiedziałam cicho znów opadając w jego stronę. –Chcę spać – Złapał mnie w pasie, usiadł na fotelu i posadził sobie na kolanach. Nie rozumiałam ani swojego zachowania, ani jego kolejnych kroków które prowadziły ku niczemu. Najpierw mnie atakował z czystą przyjemnością wymalowaną na twarzy, potem ostro się wkurwił a teraz ja, pokrzywdzona, zakrwawiona, zbolała i odurzona przez tabletkę podaną przez Jareda, leżałam skulona w jego ramionach i nie zostałam odrzucona. Czułam że jego serce bije wolniej co pewnie oznacza, że się uspokoił. Jego zapach przyciągał a ja, nie wiedząc co czynię, wtuliłam się jeszcze bardziej pozwalając by otoczył mnie ramionami. Szeptał coś niezrozumiale a ja zamknęłam oczy. Krew z mojej twarzy, która przylegała do jego klatki piersiowej, wsiąknęła w materiał jego koszulki. Na głowie czułam ciepły oddech. Słyszałam również zmysłowy głos powiązany z nutką szaleństwa. To potwór – przypomniałam sobie. Nazywa cię imieniem swojej byłej i sprawia ogromny ból – dodała podświadomość. –Jenny, Jenny. Tak bardzo cię kocham, powiedz mi to samo, proszę, potrzebuję tego!– wykrzyknął inny głos w mojej głowie parodiując Shannona. Działanie leku który przyjęłam kilka godzin wcześniej pogłębiło się a ja, nie czując strachu a potrzebę bliskości jak również snu, pozostawałam w ramionach tego tak zwanego ‘potwora.’
-Dość tego dobrego… - usłyszałam głos odbijający się echem po całym pomieszczeniu. Ostatnie słowo zatarło się jakby coś na kształt czarnej dziury je pochłonęło. Byłam w niej ja, Shannon i głos znad mojej głowy. Ktoś podniósł mnie a ja wtuliłam się w kolejne znajome ciało. Strona której zostałam odebrana nie opierała się. Nagle, poczułam powiew świeżego powietrza i zapadłam w głęboki sen.

1 komentarz:

  1. Shannon weź się kurwa idź lecz, albo coś, bo mnie zaczynasz wkurwiać i to konkretnie.. Ciekawe w sumie dlaczego to robi? Jaki ma w tym cel... Mam nadzieję, że to szybko wyjaśnisz :3 Pozdrawiam i czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń