Początek pisany w innym czasie. Dlaczego? Zobaczycie przy końcówce. xx
***
Czuję zapach benzyny. Ostry, drażniący moje
delikatne nad wyraz nozdrza smród rozkładającego się ciała, lasu, mineralna woń
jeziora... coś jest nie tak. Idę powoli w stronę lustra. Patrzę w swoje odbicie
widząc jedynie gałki oczne. Reszta zniknęła. Cała ta okalająca powłoka skóry,
mięśni i kości. Stąpam bosymi stopami po czymś lepkim. Jestem pewna, że ciecz
próbuje mnie spowolnić, i że nie
powinnam iść w tamtym kierunku. Słucham głosu
krzyczącego w mojej głowie JENNY, JENNY CHODŹ TU PODEJDŹ, JENNY, MOJA MAŁA
KRUSZYNKO, JESTEŚ BEZPIECZNA. Tak...
Jestem w łazience. Bezpiecznym, normalnym pomieszczeniu codziennego użytku.
Jest dobrze. Nieistniejąca głowa spogląda w dół. Po lepiącej się od uryny i
osocza podłodze pełza robactwo niekiedy ocierając się swoimi śliskimi ciałkami
o moje bose, brudne od tego wszystkiego stopy. Chcę krzyczeć ale coś odebrało mi głos. Jest mi duszno i
czuję jakby pomieszczenie zmniejszało się o metr kwadratowy z każdym moim
kolejnym oddechem. ZRÓB TO mówi głos. Patrzę na swoje odbicie. Wszystko wróciło na miejsce. Moja twarz,
przestraszone spojrzenie i szaleństwo które odbija się blaskiem z takim samym
natężeniem jak w oczach... Shannona. JESTEŚ ODWAŻNA JENNY - to jego głos. DLA
MNIE TO ZROBISZ, TAK? - tak. BO MNIE KOCHASZ? - tak. BĘDZIEMY W TYM RAZEM,
ROZUMIESZ MNIE? RAZEM. - razem. Nagle bezwiednie unoszę kciuk i z impetem
wbijam go sobie w gałkę oczną. Krzyczę bezgłośnie. Matko boska, patrzę jednym
okiem to na siebie to na kciuk umazany białkiem. Boli. Piecze. Podnoszę kciuk
kolejny raz i pozbawiam się wzroku. Dotykam całej twarzy, pustych oczodołów
które są takie już od wielu dni, miesięcy, lat. Czuję oddech na karku. TERAZ
MASZ TYLKO MÓJ GŁOS I TYLKO NA NIM MOŻESZ POLEGAC, ROZUMIESZ? - kiwam głową. Ciągnie mnie w dół, coraz niżej,
niżej, łapie, oplata niczym wąż i dusi. Zaczynam krzyczeć coraz głośniej rozumiejąc jak obcy jest w
tym momencie mój głos. Kim jestem?
-Carrie! - obudziłam się. -Carrie, mój boże.
Miałaś koszmar a krzyczałaś, jakby cię ze skóry
obdzierali! - Usiadłam na
miejscu pasażera w luksusowym wozie. Jared złapał mnie za rękę i przyciągnął do
siebie. Natychmiast zaczęłam dotykać swojej
twarzy upewniając się że wszystko jest na swoim miejscu. Odetchnęłam z ulgą.
Matko boska, ile to sen potrafi napędzić ludziom
stracha! To pewnie po lekach które dał mi Jared. Wtuliłam się w niego. Poczułam
się bezpiecznie pozostając w nadziei, że Shannon został tam gdzie widziałam go
ostatnim razem. W pokoju nr. 237. Jechaliśmy w ciszy gdy nagle postanowiłam
zadać dręczące mnie pytanie.
-Kim do cholery jest Jenny?!
Bardzo zaciekawiła mnie postać Jenny ;) Czekam na dalszy rozwój wypadków ;)
OdpowiedzUsuń