sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 9



Początek pisany w innym czasie. Dlaczego? Zobaczycie przy końcówce. xx 

*** 
Czuję zapach benzyny. Ostry, drażniący moje delikatne nad wyraz nozdrza smród rozkładającego się ciała, lasu, mineralna woń jeziora... coś jest nie tak. Idę powoli w stronę lustra. Patrzę w swoje odbicie widząc jedynie gałki oczne. Reszta zniknęła. Cała ta okalająca powłoka skóry, mięśni i kości. Stąpam bosymi stopami po czymś lepkim. Jestem pewna, że ciecz próbuje mnie spowolnić, i że nie powinnam iść w tamtym kierunku. Słucham głosu krzyczącego w mojej głowie JENNY, JENNY CHODŹ TU PODEJDŹ, JENNY, MOJA MAŁA KRUSZYNKO, JESTEŚ BEZPIECZNA.  Tak... Jestem w łazience. Bezpiecznym, normalnym pomieszczeniu codziennego użytku. Jest dobrze. Nieistniejąca głowa spogląda w dół. Po lepiącej się od uryny i osocza podłodze pełza robactwo niekiedy ocierając się swoimi śliskimi ciałkami o moje bose, brudne od tego wszystkiego stopy. Chcę krzyczeć ale coś odebrało mi głos. Jest mi duszno i czuję jakby pomieszczenie zmniejszało się o metr kwadratowy z każdym moim kolejnym oddechem. ZRÓB TO mówi głos. Patrzę na swoje odbicie. Wszystko wróciło na miejsce. Moja twarz, przestraszone spojrzenie i szaleństwo które odbija się blaskiem z takim samym natężeniem jak w oczach... Shannona. JESTEŚ ODWAŻNA JENNY - to jego głos. DLA MNIE TO ZROBISZ, TAK? - tak. BO MNIE KOCHASZ? - tak. BĘDZIEMY W TYM RAZEM, ROZUMIESZ MNIE? RAZEM. - razem. Nagle bezwiednie unoszę kciuk i z impetem wbijam go sobie w gałkę oczną. Krzyczę bezgłośnie. Matko boska, patrzę jednym okiem to na siebie to na kciuk umazany białkiem. Boli. Piecze. Podnoszę kciuk kolejny raz i pozbawiam się wzroku. Dotykam całej twarzy, pustych oczodołów które są takie już od wielu dni, miesięcy, lat. Czuję oddech na karku. TERAZ MASZ TYLKO MÓJ GŁOS I TYLKO NA NIM MOŻESZ POLEGAC, ROZUMIESZ? - kiwam głową. Ciągnie mnie w dół, coraz niżej, niżej, łapie, oplata niczym wąż i dusi. Zaczynam krzyczeć coraz głośniej rozumiejąc jak obcy jest w tym momencie mój głos. Kim jestem? 

-Carrie! - obudziłam się. -Carrie, mój boże. Miałaś koszmar a krzyczałaś, jakby cię ze skóry
 obdzierali! - Usiadłam na miejscu pasażera w luksusowym wozie. Jared złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Natychmiast zaczęłam dotykać swojej twarzy upewniając się że wszystko jest na swoim miejscu. Odetchnęłam z ulgą. Matko boska, ile to sen potrafi napędzić ludziom stracha! To pewnie po lekach które dał mi Jared. Wtuliłam się w niego. Poczułam się bezpiecznie pozostając w nadziei, że Shannon został tam gdzie widziałam go ostatnim razem. W pokoju nr. 237. Jechaliśmy w ciszy gdy nagle postanowiłam zadać dręczące mnie pytanie.
-Kim do cholery jest Jenny?!

1 komentarz:

  1. Bardzo zaciekawiła mnie postać Jenny ;) Czekam na dalszy rozwój wypadków ;)

    OdpowiedzUsuń