sobota, 17 maja 2014

Rozdział 6




Moje ciało przeszedł dreszcz ale nim zdążyłam się zorientować, Jared lekkim ruchem wepchnął mnie do łazienki i zamknął drzwi. Byłam przerażona. Myślałam, że Shannowi  chodziło o zaspokojenie własnych potrzeb i poczucie kontroli. Myliłam się. Jemu chodziło o znacznie więcej a ja głupia pozostawałam w nadziei że całe zło które się w nim kryje jest tylko ułudą. 

Trzęsłam się stojąc nago naprzeciw wielkiego lustra w łazience. Nie było mi zimno, po prostu cholernie się bałam. Zmierzyłam się wzrokiem od góry do dołu i zastanawiałam się nad tym, co takiego zobaczył we mnie ten człowiek. Dlaczego chciał mnie skrzywdzić? Nigdy nie miałam do czynienia z sadystami, ludźmi z osobowością dyssocjalną czy po prostu z agresywnymi osobami. Nie wiedziałam do czego są zdolni. Unikałam strasznych filmów i książek. Nie chciałam znać zła które czyha za rogiem, zła które nas otacza, które stworzyło świat do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie chciałam poznawać tej natury człowieka. Zawsze widziałam w ludziach dobro, nawet w tych odrażających napalonych facetach którzy chcieli się ze mną pieprzyć. 

W momencie kiedy zostałam wyrzucona z domu, nie czułam już nic i szłam przez siebie jak przez mgłę. Nie dostrzegałam szczegółów, wykonując mechanicznie wszystkie czynności jakie człowiek powinien wykonać by przeżyć. Czasem mieszało mi się wszystko, od dnia po godzinę. 

Niekiedy zapominałam, że zostałam porwana i odzyskiwałam  poczucie wolności by z powrotem zacząć się bać. Umyłam całe swoje ciało które z wodą ostatni raz zetknęło się jakiś tydzień wcześniej. Włosy oblepiające mi kark drażniły, śliskość pod stopami drażniła, każdy mój ruch wydawał się obcy i niezdarny. W tym momencie nawet sama przed sobą nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego od kilku tygodni podejmowałam  tak głupie decyzje. Czułam, że jestem tylko marionetką albo widzem który jedynie obserwuje życie Carrie Ann Lawrence. Ślizgając się po mokrych kafelkach wyszłam spod prysznica i wytarłam się dokładnie. Jak zwykle, mechanicznie wykonałam wszystko, co było do zrobienia. Umyta, z uczesanymi i wysuszonymi włosami usiadłam na desce klozetowej. Czas się ubrać. Z torby którą wręczył mi Jared wyjęłam nie swoje ubrania, ale jakieś drogie, markowe patałaszki. Ze zdziwieniem oglądałam każdą część garderoby po kolei. Moi porywacze nie wyglądali na bogatych. Skąd wzięli pieniądze? Wiem, że mieli jakiś zespół ale Shannon mówił, że wydali dopiero dwa albumy i nadal muszą oszczędzać… teraz już wiem na co. 

Drogi, jak mi się wydawało strój przypominał trochę idealnie dopasowany do sylwetki mundurek szkolny. Miękki sweterek, delikatna koszula i idealnie skrojona spódnica. Do tego ciemne podkolanówki. Nie rozumiałam po co Shannon to zorganizował. Cała ta szopka, jakby nie mógł po prostu mnie zerżnąć. To nawet byłoby mniej dziwne. Delikatnie stąpając po wilgotnej podłodze wyszłam do sypialni. Jared tupiąc nerwowo jedną nogą stał przy komodzie i patrzył w ekranik blackberry które trzymał w dłoni. Gdy tylko mnie zobaczył, jego mina od razu się zmieniła. Nie był to zachwyt, nie był to podziw ani pożądanie. Widziałam żal w jego oczach. –Chodź tutaj – powiedział anemicznym głosem wzywając mnie również gestem. Podeszłam powoli patrząc przed siebie i usiadłam na łóżku. 
–Pamiętaj maleńka, nie sprzeciwiaj się mojemu bratu. Czasem jest naprawdę wulgarny i to co ci zrobi nie będzie przyjemne, ale uwierz mi, to się skończy. Prędzej czy później te zabawy mu się znudzą. – powiedział siadając po mojej lewej. Ja tylko wlepiałam wzrok w splecione na moich kolanach dłonie i czekałam na to, co nadejdzie. 
–Carrie… - powiedział cicho po czym niespodziewanie zagarnął mi włosy z ramienia na drugie, by mieć do nich lepszy dostęp. Wzdrygnęłam się, ale po chwili znowu siedziałam spokojnie. Jared, powtarzając jak jest mu przykro, zaczął zaplatać mi warkocz z tyłu głowy. Wytłumaczył, że takie były rozkazy jego brata i że jeśli nie chcę, to on przestanie. Nie odezwałam się ani słowem nadal trwając w otępieniu. Stwierdziłam, że bracia nie musieli mi niczego podawać. Wystarczyło, że zdałam sobie sprawę ze swojej bezsilności i momentalnie zaczęłam zachowywać się jak po jakiś lekach. Czułam jak jego palce delikatnie dotykają moich pleców gdy kończył zaplatanie warkocza. Nie wiem skąd, wziął gumkę i związał go na końcu, równie delikatnie jak wykonał całą tą czynność. Oddychałam nieco szybciej czując, że za chwilę nadejdzie ten czas. Jared westchnął cicho po czym wstał, podszedł do drzwi i otworzył je przede mną. Stanęłam obok niego. –Pokój nr 237.- pauza -Trzymaj się maleńka. – powiedział na pożegnanie na co ja mruknęłam i poszłam przed siebie z uniesioną głową.

4 komentarze:

  1. Skończyłaś w takim momencie! No weź ;-; Zastanawiam się co Shannon jej zrobi... Czy ją zgwałci czy może nie? Będę musiała poczekać na nowy rozdział, żeby się dowiedzieć ;-;
    Weny i nowych, ciekawych pomysłów! Widzę, że rozdziały są coraz dłuższe, więc oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Co? To już? Koniec?
    Połknęłam wszystkie rozdziały i chcę więcej!!!
    Absolutnie niesamowite. Uwielbiam takie zagadkowe opowiadania <3
    Mam nadzieję, że cała historia będzie w stylu Hurricane (teledysk).
    Weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba ^^ oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... wpadłam przypadkiem i chyba zostanę na stałe... ;)
    Że niby Shannon psycholem... interesujące... A Jared przyjacielem... jakoś tego nie kupuję... bad cop good cop?
    Czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń